sobota, 17 września 2016

Bycie miłym i..niemiłym

Pracuję w kiosku. Przychodzi tu wiele osób, młodych i starych. Większość z nich jest neutralna. Nie są źli ani zadowoleni. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie można wydobyć z nich zwykłego "dzień dobry" czy "do widzenia". Dlaczego tak się dzieje? Czy tylko ja mam w sobie odruch mówienia tych prostych słów w momencie wejścia lub wyjścia ze sklepu, urzędu itp? Część osób odwiedzających mój kiosk jest przewspaniała. Właśnie był u mnie mężczyzna. Miły, po czterdziestce. Zauważył, że jestem w trakcie czytania książki. Sam z siebie zaproponował mi kilka tytułów. Można? Można!
Pracując od 6:00 często spotykam ludzi, którzy śpieszą się do pracy. Ich pociąg przyjeżdża o 6:52, szybko wpadają po Gazetę Wyborczą i uciekają. Mimo tego, że pracę zaczynają za 8 minut udaje im się powiedzieć mi "Miłego dnia".
Są i ci spod czarnej chmury. Przychodzą, krzyczą od samego rana, wymagają cudów. Ostatnio jedna pani nakrzyczała na mnie, dlatego, że w kiosku nie ma lodów a jej dziecko bardzo chce zjeść loda. I co ona ma teraz zrobić? Takie "przypadki" odwiedzają mnie zawsze przed 6:00 albo po 21:00, czyli przed otwarciem lub po zamknięciu kiosku. Dlaczego ludzie wylewają swoją frustrację na przypadkowych osobach? Czy naprawdę jest im potem lepiej? Czy to jest wina ekspedientki, urzędniczki, pielęgniarki że Ciebie zwolnili z pracy albo nie masz za co zapłacić comiesięczną ratę pożyczki?
Uwielbiam pracę z ludźmi, nie wyobrażam sobie siedzieć przed komputerem przez 10h jak typowy informatyk, lub zajmować się swoją gromadką dzieci, w momencie gdy mąż siedzi w pracy i piję kawę z kolegami z działu. Jednak praca z drugim człowiekiem jest bardzo trudna. Kilka miesięcy temu, kiedy pracowałam jeszcze jako kelnerka, nauczyłam się sobie radzić z humorami gości. Ale czy da się przyzwyczaić do tego, że codziennie ktoś na Ciebie krzyczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz